Ponieważ miałem ostatnio "przyjemność" powrotu autokarem z Kołobrzegu, pomyślałem sobie, że jeszcze raz całość opiszę. I nieważne, że już całość znasz, tu przynajmniej będzie zachowane na dłuuugi czas. No chyba że jakiś kolejny zamachowca w guglu odłączy bloggera.
Wsiadam sobie niewinnie do autokaru, Kołobrzeg. Rozglądam się, zliczam osoby. Wyszło 11. Miałem prywatne 6 miejsc, 2 przede mną, moje i 2 za mną. Była 20:04, więc uznałem, że więcej osób już nie wsiądzie, a kolejne przystanki tylko potwierdziły moją tezę. No i było świetnie. Odchyliłem sobie siedzenie, włączyłem kompa i patrzyłem przy okazji na zachód słońca. Przejechałem tak przez Koszalin i jakieś miasteczko z Makiem i Warzywixem. Tak, ktoś nazwał warzywniak "Warzywix". Minęły z 3 godziny. Laptop już padał, więc go wyłączyłem i zjadłem sobie Grześka. Było cicho, mogłem dosłyszeć w radiu "łokin on sanszajn". I nagle *JEB*, GDYNIA. Wbija do autokaru jakaś alkoholiczka, siada przede mną i przez kolejne 9h byłem pod wpływem par etanolu. Jeszcze to jakoś zniosłem. No i wtedy po niedługim czasie dotarliśmy do Gdańska. I się załamałem. Była północ, a wsiadło jakieś 30 osób, zupełnie wypełniając calusieńki bus. Za mną usiadła jakaś para; pedał i panna o lekkich obyczajach, że tak powiem. Na szczęście nie mam sponsorów, mogę wyrażać swoje opinie całkowicie tak, jak chcę. I ględzili, cały czas ględzili. A na samym końcu dosiadł się do mnie jakiś facet. Jedyny normalny z całego towarzystwa. Problem w tym, że miał straszny katar i nie mógł spać, już nie mówiąc o mnie słuchającym tych świstów. Potem jak już mu się udało zasnąć, oczywiście musieliśmy wjechać na ekspresówkę, gdzie co 2s światło z latarń waliło mi po oczach. Finalnie spałem jakieś 2,5h i dopiero po paru dniach doszedłem do siebie.
Nie, nie dam akapitów, tu panują moje zasady xD.
poniedziałek, 7 maja 2018
sobota, 5 maja 2018
Armia kotów
Zamówiłeś już kocimiętkę?? O 17 wbijamy zbrojnie do schroniska i
zaczynamy akcję. Wszystkie koty muszą się poddać narkozie, jasne? Jeżeli
się uda, za 2 dni dostaniemy się do belwederu. No może nie do tego w
Warszawie, bo jak zmieścisz 9000 rozwydrzonych kotów w jednym
Blablakarze, ale miniaturkę z muzeum w Białym się uda zdobyć.
piątek, 4 maja 2018
Udany piknik
Piknik się udał! Wreszcie mogłem sobie nieco ochłonąć. Wrzucam fotkę i idę umyć zęby, bo pasterz z okolicznej owczarni mówił, że są żółtawe. Nie wiem jak, myłem przecież je z dwa tygodnie temu. Dwa? Hmm. No w każdym razie w marcu. Dobra, patrz na zdjęcie i zignoruj ten tekst.
No tak, zapomniałem dodać, że zmienili mnie w Hipcia.
Ja chcę piknik
No dobrze, wróciłem już z Kołobrzegu (w zasadzie 3 dni temu, ale i tak o tym się nie dowiesz, bo kogo interesują nawiasy). No i chyba nawet niedługo zmontuję vloga z niego. Teraz mamy 4 maja, a ja nieskutecznie próbuję pójść na piknik. 3 dni minęły; codziennie wychodziłem z domu, co w moim przypadku jako szeregowego piwnicy jest i tak zdumiewające, ale nic mi to nie dało. NIC! Więc dzisiaj idę wreszcie na piknik (dwukropek nawias).
A, no i oczywiście pozdrawiam z Podlasia, bo z Kołobrzegu już nie mogę za bardzo.
A, no i oczywiście pozdrawiam z Podlasia, bo z Kołobrzegu już nie mogę za bardzo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)