Ponieważ miałem ostatnio "przyjemność" powrotu autokarem z Kołobrzegu, pomyślałem sobie, że jeszcze raz całość opiszę. I nieważne, że już całość znasz, tu przynajmniej będzie zachowane na dłuuugi czas. No chyba że jakiś kolejny zamachowca w guglu odłączy bloggera.
Wsiadam sobie niewinnie do autokaru, Kołobrzeg. Rozglądam się, zliczam osoby. Wyszło 11. Miałem prywatne 6 miejsc, 2 przede mną, moje i 2 za mną. Była 20:04, więc uznałem, że więcej osób już nie wsiądzie, a kolejne przystanki tylko potwierdziły moją tezę. No i było świetnie. Odchyliłem sobie siedzenie, włączyłem kompa i patrzyłem przy okazji na zachód słońca. Przejechałem tak przez Koszalin i jakieś miasteczko z Makiem i Warzywixem. Tak, ktoś nazwał warzywniak "Warzywix". Minęły z 3 godziny. Laptop już padał, więc go wyłączyłem i zjadłem sobie Grześka. Było cicho, mogłem dosłyszeć w radiu "łokin on sanszajn". I nagle *JEB*, GDYNIA. Wbija do autokaru jakaś alkoholiczka, siada przede mną i przez kolejne 9h byłem pod wpływem par etanolu. Jeszcze to jakoś zniosłem. No i wtedy po niedługim czasie dotarliśmy do Gdańska. I się załamałem. Była północ, a wsiadło jakieś 30 osób, zupełnie wypełniając calusieńki bus. Za mną usiadła jakaś para; pedał i panna o lekkich obyczajach, że tak powiem. Na szczęście nie mam sponsorów, mogę wyrażać swoje opinie całkowicie tak, jak chcę. I ględzili, cały czas ględzili. A na samym końcu dosiadł się do mnie jakiś facet. Jedyny normalny z całego towarzystwa. Problem w tym, że miał straszny katar i nie mógł spać, już nie mówiąc o mnie słuchającym tych świstów. Potem jak już mu się udało zasnąć, oczywiście musieliśmy wjechać na ekspresówkę, gdzie co 2s światło z latarń waliło mi po oczach. Finalnie spałem jakieś 2,5h i dopiero po paru dniach doszedłem do siebie.
Nie, nie dam akapitów, tu panują moje zasady xD.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz